KOCHAM CIASTECZKA, ale dbam też o Twoje bezpieczeństwo. Więcej o ochronie danych przeczytasz TUTAJ. Klikając Akceptuj, wyrażasz zgodę na używanie ciasteczek w celu usprawnienia korzystania z witryny.
Chciałabym prowadzić klub piłkarski. To przecież nic trudnego. Wystarczy świetnie wyglądać, od czasu do czasu dokopać paru wysoko postawionym idiotom, a gościom zaparzać klasyczną angielską herbatę. Największy plus to jednak zabawny Amerykanin z wąsem, który codziennie rano przynosi ci ciasteczka.
Filmy i seriale
Życie Rebecci z serialu Ted Lasso wydaje się rzeczywiście usłane różami. Na pewno usłane jest ciastkami. Zapakowane w różowe pudełeczko słodkości trafiają na jej biurko co rano. Przynosi je tytułowy Ted Lasso, Amerykanin, zatrudniony jako nowy trener klubu piłkarskiego Richmond. Jeśli na początku przez chwilę zdziwi nas fakt, że oto człowiek nie mający pojęcia o piłce nożnej, zostaje trenerem, zaraz dowiemy się, że to zemsta Rebecci na jej byłym mężu – w ten sposób chce zniszczyć jego największą miłość: klub piłkarski.
Tak wygląda główna serialowa intryga tego komediodramatu. Ale wiecie co? Zupełnie nie o fabułę tu chodzi. W artykule w New Yorkerze przeczytałam ostatnio, że w przypadku tego serialu nie dyskutujesz o czym on jest, ale jakie uczucia wywołuje. Rzeczywiście, trudno o sympatyczniejszą serialową postać niż Ted Lasso. To trochę taki lekko męczący typ, który strasznie dużo gada, ale każdy chciałby mieć go za przyjaciela.
W pierwszym sezonie serialu, komizm często budowany jest na różnicach między kulturą amerykańską i brytyjską. Różnice językowe są dobrą bazą żartów, a niechęć Teda do herbaty („zawsze myślałem, że smakuje jak gorąca brązowa woda. I wiesz co? Dokładnie tak jest”) i miłość do masła orzechowego (słoik zawsze musi być otwarty, żeby można było z łatwością włożyć do niego palec) pozwalają na budowanie postaci.
Jednocześnie bardzo ważnym elementem związanym z jedzeniem jest w serialu pokazywanie, w jaki sposób tworzy ono wspolnotę. Jest więc i pub, w którym spotykają się wszyscy kibice, a najbardziej zagorzałą z nich jest jego właścicielka, jest i indyjska restauarcja, w której można zjeść kolację z ważnym dziennikarzem. Wizyta w indyjskiej restauracji jest w ogóle pięknym przykładem szacunku do innych tradycji kulinarnych i sprawia, że jeśli do tej pory nie polubiliście Teda, to najwyższy czas. Otóż posiłek, ktory zostaje zaserwowany bohaterom jest ekstremalnie pikantny. Dziennikarz Trent Crimm nie jest w stanie zjeść dania i oddaje swoją porcję Tedowi. Ten zaś, pocąc się i stękając zjada wszystko do końca – nie chce bowiem sprawić przykrości krewnemu właściciela, który do knajpy go zaprosił.
Mamy też w drugim sezonie odcinek świąteczny (jaki jest sens wypuszczania go we wrześniu nie wie nikt), w którym z kolei wielka wspolna biesiad odbywa się w domu Higginsa, asystenta Rebecci. Świąteczny klimat bycia razem ponad podziałami kulturowymi jest tu tak cukierkowo słodki, że aż nierealny. Ciekawe, że każdy z uczestników przynosi danie, które jakoś kojarzy mu się z domem (wiadomo, Francuz przynosi foie gras, śmierdzące sery i wino…).
Ted Lasso i jego ciastka
Ale tym, co najbardziej zapada w pamięć, jeśli chodzi o jedzenie, są słynne kruche ciastka Teda Lasso. Bohater przynosi je do biura swojej szefowej pierwszego dnia, inaugurując tzw. „biscuits with the boss mornings”. Dopiero później dowiemy się, że Ted wypieka je sam – po tym jak Rebecca spróbuje ciastek ze wszystkich lokalnych piekarni, próbując znaleźć te od Teda. Te maślane ciasteczka, tzw. shortbreads są esencją tego, o czym jest Ted Lasso. Bo w końcu, to nie opowieść o perypetiach trenera. To opowieść o empatii, budowaniu relacji opartych na rozumieniu potrzeb i inności drugiego człowieka.
Prosty gest, jakim jest przyniesienie drugiej osobie własnoręcznie zrobionych ciastek to istota natury Teda – on się nie zastanawia, on wie, czuje, że to dobry sposób działania. Zwróćcie zresztą uwagę, że Ted piecze tradycyjne brytyjskie ciastka – dopasowuje się do gustu osoby obdarowywanej, a nie kieruje się swoim smakiem (wtedy pewnie upiekłby ciasteczka z masłem orzechowym).
Ted Lasso ma nieco nostalgiczny, staroświecki vibe. I chyba dlatego tak wiele osób go uwielbia. Ten serial jest jak Boże Narodzenie we wrześniu. Wszyscy się kochają i mimo problemów, chociaż na chwilę znajdują szczęśliwe zakończenie. Z maślanym ciasteczkiem w ręku.
Ciastka shortbreads – przepis
Historia ciastek znanych jako shortbreads sięga XII w. i prowadzi nas do Szkocji. Ich nazwa wiąże się z tym, że pierwsze tego typu ciastka powstawały przez dodanie masła lub innego tłuszczu do ciasta chlebowego. Shortbread zawierają mnóstwo masła i cukru – dzięki temu są wyjątkowo kruche i rozpuszczają się w ustach. Można zjeść całą blachę na raz!
W oryginalnym przepisie mąkę pszenną często miesza się z ryżową lub kukurydzianą, ja jednak postanowiłam podnieść ciastka na jeszcze wyższy poziom i dodać mąkę migdałową. Czy muszę mówić, że smakują obłędnie?
Składniki na niewielką blachę ciastek (lepiej żeby były grubsze):
200g mąki pszennej
100g mąki migdałowej
60g cukru pudru
200g masła
szczypta soli
Masło kroimy na mniejsze kawałki i miksujemy z cukrem pudrem na puszystą masę. Następnie, cały czas miksując dodajemy mąki oraz sól. Jeśli masło było zimne nasze ciasto powinno łatwo się kruszyć. Nie przejmujcie się tym! Przełóżcie lub przesypcie je do wyłożonej papierem do pieczenia blachy. Ugniećcie dłońmi, tak by wyrównać powierzchnię. Warto jeszcze przed pieczeniem, delikatnie pokroić ciastka nożem i nakłuć widelcem. Pieczemy ok. 30 min. w 160 st. C. Po upieczeniu odczekujemy chwilę i jeszcze ciepłe kroimy.