KOCHAM CIASTECZKA, ale dbam też o Twoje bezpieczeństwo. Więcej o ochronie danych przeczytasz TUTAJ. Klikając Akceptuj, wyrażasz zgodę na używanie ciasteczek w celu usprawnienia korzystania z witryny.

Dlaczego nie pojechałabym do Włoch ze Stanleyem Tuccim?

Dlaczego nie pojechałabym do Włoch ze Stanleyem Tuccim?

Mimo, że Stanleya Tucciego uwielbiam jako aktora, gdybym miała wybrac się z nim w podróż po Italii, cóż, zastanowiłabym się dwa razy. Albo i trzy. Coś mi tu ewidentnie nie pasuje.

Filmy i seriale

Ach, te Włochy! Mimo, że tak już się włoskimi specjałami objedliśmy, tak często o nich słyszymy, tyle różnych programów i dokumentów obejrzeliśmy, ciągle nam mało. Jest w nas jakaś taka niezidentyfikowana potrzeba, by usiąść przy stole włoskiej nonny i uraczyć się miską makaronu.

Stanley Tucci przygotował dla CNN program o jedzeniu we Włoszech. Podróżuje po nich, odkrywając poniekąd także swoje dziedzictwo (w jednym z odcinków pojawiają się nawet jego rodzice). Dlaczego więc to nie wychodzi?

Zabierz mnie do Włoch, Stanley

Stanley Tucci znalazł się w tym miejscu nieprzypadkowo. Jest w końcu autorem dwóch książek kucharskich „The Tucci Cookbook” i „The Tucci Table” (napisanej wspólnie z żoną), a do tego dawno temu zagrał w znakomitym filmie „Big night” o włoskiej restauracji. Poza tym zdarzyło mu się też dzielić przepisami – jego koktajle stały się viralami. To wszystko sprawia, że Tucci wydaje się bardzo autentyczny, tak w swojej miłości do jedzenia, jak i do Włoch.

Nie masz czasu ani ochoty czytać całego tekstu? Zjedź na sam dół – znajdziesz tam treściwe podsumowanie w kilku żołnierskich pytaniach!

W pierwszym sezonie „Stanley Tucci: Searching for Italy”, aktor odwiedza Neapol, Rzym, Bolonię, Mediolan, Toskanię i Sycylię. Zawsze nieskazitelnie ubrany (jak można w tak dystyngowany sposób jeść te wszystkie włoskie smakołyki?! O frustracjach z tym związanych przeczytacie w tym artykule z „Los Angeles Times”) pokazuje produkty charakterystyczne dla regionu, opowiada o jego kulturze i historii.

Tucci, nie Bourdain

Tucci jest uroczy. Tucci jest inteligentny. Tucci jest osobą, z którą byłoby przemiło zjeść obiad. Ale Tucci nie jest charyzmatycznym prowadzącym. Nie jest ani obrazoburczy, ani przesadnie zabawny. Po prostu jest. Ogląda się go dobrze, ale to wszystko co można powiedzieć. I mimo całej mojej sympatii do Tucciego i jego filmowych kreacji, tutaj spodziewałam się czegoś więcej. Co doskonale pokazuje, że popularny aktor nie zawsze sprawdzi się w roli prowadzącego program podróżniczy. Zastanawiam się, czy może chodzi o to, że Tucci wydaje się zdystansowany i chłodny, nawet kiedy niby taki nie jest? Mam wrażenie, że Tucci wyraża bardzo mało emocji.

Przeczytaj też:

Na Rotten Tomatoes przeczytałam opinię, że Tucci to nie Bourdain. I to jest coś, z czym się zarówno zgadzam i nie zgadzam. Bo tak, Tucci ma zupełnie inną osobowość niż Bourdain. Nie ma we mnie jednak zgody na to, żeby każdy program i prowadzący mieli być kopią Bourdaina, ok, stworzył swój rozpoznawalny styl, ale nie możemy uznawać go za jedyny słuszny sposób opowiadania o świecie i podróżach!

Nic nowego?

Dostajemy tu poniekąd to, czego po programie podróżniczym o Włoszech możemy się spodziewać. I wszystko fajnie, ale czy my już tego nie widzieliśmy? Plusem jest to, że Tucci w każdym odcinku spotyka się z badaczem czy aktywistą związanym z danym miejscem – szczerze mówiąc chętniej niż z Tuccim spędziłabym więcej czasu z jego rozmówcami. Dzięki nim od środka poznajemy historię i kulturę regionu i miasta. Dużą uwagę prowadzący przywiązuje do kwestii imigrantów. Pokazuje jak różnorodność może wzbogacać kulturę, także kulinarną, a nie, jak twierdzą niektórzy, być dla niej zagrożeniem.

Wielbiciele ciekawostek dotyczących historii jedzenia, nie będą zawiedzeni. W końcu nie jest wcale takim oczywistym fakt, że Mussolini próbował przekonać Włochów do rezygnacji z makaronu, twierdząc, że czyni z nich słabych (dlaczego? To już musicie sprawdzić sami!). Albo związek amerykańskich zołnierzy z wymyśleniem carbonary. Albo afera związana z podrabianiem włoskiej szynki, tzw. prosciuttopoli. Dobrze, że te elementy historyczno-kulturowe tu są, ale jest ich wciąż za mało. To raczej dodatki do reszty niż oś wokół której budowano by odcinki.

Mafia i imigranci

Nowymi i ciekawymi elementami są kwestie społeczno-polityczne. Imigranci, mafijne porachunki godzące w najuboższych, nacjonalistyczni politycy – tego nie znajdziemy w każdym programie o jedzeniu. Ale z drugiej strony… Już po ostatnim sezonie „Chef’s Table” było widać, że problemy społeczne są nierozerwalnie związane z kulturą kulinarną, a co więcej, że widzowie coraz bardziej chcą je oglądać, chcą, żeby dokumenty nie były tylko ładnym obrazkiem, ale i edukowały, wnosiły coś do naszej refleksji.

Tym, co najbardziej irytuje mnie w „Stanley Tucci: Searching for Italy” jest sposób mówienia aktora o jedzeniu. On nie ma nam nic do powiedzenia, poza „wow”, „so good”, „amazing”. Poza tym sam wybór jedzenia jest, hmm, intrygujący. Z jednej strony mamy klasyki: arancini na Sycylii czy pizzę w Neapolu. A z drugiej: na Sycylii mięso osła czy kilka różnych odsłon toskańskiej sałatki z czerstwego chleba, panzanelli. Wydaje się, jakby chciano zaskoczyć nas czymś oryginalnym na siłę, zupełnie niepotrzebnie. Jest w programie kilka momentów, kiedy to rzeczywiście jest ciekawe, bo pokazuje nam jedzenie w danym miejscu od strony mniej turystycznej, mniej oczywistej. Mam też poczucie niedoreprezentowania street foodu i małych, niepozornych lokali, na rzecz fine diningu.

Pandemii jakby nie było

Tucci podąża ścieżką wytartą już przez innych. Podróżuje, je, spotyka producentów i szefów kuchni. Szefowie kuchni są tu bardzo różni, zarówno jeśli chodzi o narodowość czy doświadczenie, jak i podejście do gotowania. W wielu przypadkach daleko im do stereotpowych, jowialnych Włochów. Tucci pokazuje jak ta różnorodność może wzbogacać kulturę, także kulinarną, a nie, jak twierdzą niektórzy, być dla niej zagrożeniem.

„Stanley Tucci: Searching for Italy” powstało w wyjątkowym czasie. Część była kręcona jeszcze przed wybuchem pandemii, dwa epizody jednak nagrano już w 2020. Dlatego też trochę inaczej się go ogląda – podróżowanie stało się przecież czymś, za czym tęskniliśmy, rajem utraconym. Pokazywanie lokalnych winnic czy upraw pomidorów pod Wezuwiuszem nabiera większej wagi, oto miejsca, które dziś doceniamy jeszcze bardziej, bo w dobie pandemii nie wystarczyło kupić bilet i wziąć do samolotu. Eskapizm, który zwykle towarzyszy programom podróżniczym, wchodzi tu na wyższy poziom, ze względu na czas, w jakim powstało „Stanley Tucci: Searching for Italy”. Zabawne, bo program w żaden sposób, poza krótkim komunikatem na początku, się do pandemii nie ustosunkowuje. A przecież wszyscy wiemy, jak zmieniła ona oblicze gastronomii, ale i Włoch jako takich.

Ten serial dobrze się ogląda, widoki są piękne, jedzenie i piękne, i zapewne pyszne, ale wiecie, na czym polega największy problem? Na tym, że ja wcale nie chcę podążać śladami Tucciego. Moim zdaniem to jest wyznacznik dobrego programu podróżniczego – chcesz nie tylko spakować walizki, ale i odwiedzić każde (albo większość) miejsc, pokazanych przez prowadzącego. Nie tym razem. A szkoda, bo ten program miał w teorii wszystkie składniki telewizyjnego hitu: znany i lubiany aktor, kochane przez wszystkich chyba Włochy, wspaniałe jedzenie. Coś jednak zawiodło. Wydaje mi się, że chodzi o to, że Tucci zagrał prowadzącego show. Jak sam wspomina w wywiadach, nie jest dziennikarzem, jest aktorem. To widać. Z tym że tutaj nie powinno chodzić o niego, ani o postać, którą gra. Przepraszam, panie Tucci, ale tym razem do Włoch lecę sama!

P.S. Na początku października ukaże się książka Tucciego: „Taste: My Life Through Food”. I to jest coś, co myślę, sprawdzi się dużo lepiej niż program!

Stanley Tucci: Searching for Italy – podsumowanie

O czym jest ten serial? O tym jak to smaczne są Włochy i jak można zjeść pizzę bez pochlapania się sosem, ach i jeszcze o tym, jak doskonale wyprasowany może być len. Wszystko w sosie z opowieści historyczno-kulturowo-społecznych.

Dla kogo jest ten serial? Dla wielbicieli Tucciego, a w drugiej kolejności dla wielbicieli Włoch i włoskiej kuchni. Ale bez tego pierwszego nie przebrniecie.

Mój ulubiony fragment: wizyta z Massimo Botturą w miejscu produkującym ser, m.in. parmezan. Prawie czuję ten zapach!

Czy i dlaczego warto obejrzeć? Warto, bo i widoki piękne, i Tucci piękny. Ale trzeba jednak brać poprawkę na to, że ten serial pokazuje maleńki wycinek całej kulinarnej kultury i to nie zawsze w świetny sposób. A, no i można niestety nabrać kompleksów patrząc na nieskazitelnego prowadzącego.

Podobne seriale: „Somebody Feed Phil”, cała seria programów z Anthonym Bourdainem.

Program „Stanley Tucci: Searching for Italy” , prod. CNN, do obejrzenia na CNN.

Fot. materiały prasowe

Może Cię też zainteresować