KOCHAM CIASTECZKA, ale dbam też o Twoje bezpieczeństwo. Więcej o ochronie danych przeczytasz TUTAJ. Klikając Akceptuj, wyrażasz zgodę na używanie ciasteczek w celu usprawnienia korzystania z witryny.
Wyobraźcie sobie, że możecie zjeść, co tylko zechcecie. Luksusowe i najdroższe produkty, kawior, ryby, szampan. I pomyślcie, że z tego wszystkiego wybieracie ziemniaki ze śmietaną i ewentualnie kieliszek wódki. Oto świat „Rosji od kuchni” Witolda Szabłowskiego.
Książki
Opowiadanie o historii z perspektywy jedzenia pozwala odkryć często przemilczane wątki i spojrzeć inaczej na znane fakty. W swojej najnowszej książce Szabłowski nie tylko jest wytrawnym reportażystą, ale także cierpliwym słuchaczem – dociera tam, gdzie przed innymi zatrzaskują drzwi. W końcu komu udałoby się namówić na rozmowę kucharkę z Czarnobylu czy odnaleźć prawnuczkę człowieka, który pracował w kuchni cara Mikołaja II?
„Rosja od kuchni” to książka o jedzeniu i władzy. Jedzeniu traktowanym przez ową władzę jako narzędzie polityczne, jedno z wielu. Rosyjska władza zdaje się jak żadna inna wykorzystywać potęgę głodu do osłabiania swoich „przeciwników”. Robi to bez skrupułów, doskonale zdając sobie sprawę ze swojej siły.
Zresztą siły manifestowanej również przez jedzenie! Ta manifestująca się w przepychu władza staje się u Szabłowskiego czymś obrzydliwym, a przede wszystkim fałszywym. Oto bowiem Stalin uzmysłowił sobie w pewnym momencie, jak gruzińskie tradycje suto zastawionego stołu mogą wspierać władzę. Stoły zaczęły więc uginać się od mis kawioru czy olbrzymich jesiotrów.
„Już nigdy nie będzie on [kremlowski stół] skromny. Będzie – jak stoły gruzińskich bogaczy – stołem, z którego kapie bogactwo. Który swoim nadmiarem, nawet w trudnych czasach, pokazuje rolę, wagę i potęgę kraju będącego w stanie taki stół wystawić”
– pisze Szabłowski.
Fikcyjne życiorysy
Polityce podporządkowane jest wszystko. Gdy jednych się wywyższa i tworzy dla nich fałszywe życiorysy, innych próbuje się całkowicie wymazać. Absolutnie fascynujący okazuje się życiorys dziadka Władimira Putina, Spirydona. Szabłowski z podziwu godnym uporem tropi jego ślady, stara się potwierdzić narosłe wokół tej postaci legendy. Miał ponoć gotować dla Lenina, a od Rasputina otrzymać nawet złotą monetę. I co się okazuje? Otóż nie ma na to żadnych dowodów. Dlaczego? Bo historia Spirydona Putina jest prawdopodobnie wymyślona na użytek jego wnuczka Władimira.
Z kolei faktyczna kucharka Lenina, Szura Worobiowa, została z historii usunięta. Nikt o niej nie słyszał, nikt nic nie wie. Ukrywano ją nawet kiedy żyła – w końcu przywódca rewolucji miałby zatrudniać służbę?!
Mimo, że najczęściej gotują kobiety, w historii zapisują się głównie kucharze-mężczyźni. Rządzą zresztą nie tylko w kuchni. Znamienna jest w tym kontekście historia Walentyny Tierieszkowej, która po wylądowaniu przyjęła od okolicznych mieszkańców poczęstunek. Najadła się ziemniaków i cebuli, co nie byłoby niczym złym, gdyby nie była astronautką, która właśnie wróciła z kosmosu. Powinna poczekać na przeprowadzenie badań. Podobno jej zachowanie skutecznie uniemożliwiło lot w kosmos innym astronautkom przez 20 lat!
Ziemniaki i wódka
Ziemniaki ze śmietaną i wódką były podobno ulubionym daniem Breżniewa. Przytaczam je tu jednak nie jako ciekawostkę, poręczną anegdotę, a raczej jako symbol. W „Rosji od kuchni” najważniejszy wydaje się bowiem właśnie ów rozdźwięk – między tym, co na pokaz, a tym co prawdziwe. Przykładowo, Lenin
„nie umiał powiedzieć nawet zdania na temat jedzenia: kiedykolwiek ktoś zapytał, czy mu coś smakowało, czy nie, wzruszał ramionami; w ogóle nie rozumiał tak postawionego pytania”.
To napięcie między tym, co jest oficjalnie pokazywane, a tym, co dzieje się naprawdę w kontekście toczącej się wojny wybrzmiewa jeszcze mocniej. Dyktuje też Szabłowskiemu strukturę książki – rozdziały poświęcone jedzeniu rosyjskich elit, przeplatane są historiami tych, których te elity chciały zagłodzić.
Posłuchaj podcastu: Kraina miodu i kiszonych arbuzów: Ihor Lylo o kuchni ukraińskiej
Czyta się więc te niewiarygodne historie jak najlepszą powieść, żałując tylko czasami, że nie jest to fikcja. Język Szabłowskiego jest żywy, ale nieprzesadnie lubujący się w opisach – tu chodzi o prostotę i dosadność, co broni się doskonale, zważywszy na tematy poruszane w książce. Jednocześnie autor nie ucieka od obrazu, wręcz przeciwnie, maluje nam przed oczami, a to daczę, w której wciąż unosi się zapach Stalina (sic!), innym razem taras mieszkania w Afganistanie, jeszcze innym las, w którym naprędce zakopano zwłoki bezimiennych żołnierzy Armii Czerwonej.
Szabłowski proponuje nam także podróż smakową – próbuje odtworzyć dawne dania, także te, których raczej wolelibyśmy nie jeść. Na końcu każdego rozdziału znajdziecie przepisy, które można zaadaptować do własnej kuchni. Jedyne, co mi przeszkadza to zdjęcia. Są czarno-białe, czasami kiepskiej jakości, a w przypadku jedzenia nie ma nic gorszego. Naprawdę lepiej żeby ich nie było.
Kraj paradoksów
Kilka rozdziałów poświęca Szabłowski wyjątkowej postaci, jaką jest Wiktor Biełajew, kucharz, który gotował dla elit władzy przez wiele lat. To dzięki niemu dowiadujemy się, jak funkcjonuje kremlowska kuchnia. Kucharze w niej pracujący są dokładnie sprawdzani, ci, którzy gotują dla tych na górze hierarchii, muszą podpisać specjalny dokument, obiecując całkowitą dyskrecję. Władza zawsze miała na punkcie jedzenia prawdziwą obsesję.
Rosja z opowieści Szabłowskiego to kraj paradoksów. Kraj, w którym wydaje się ogromne sumy na kawior i jesiotry, podczas gdy ludzie nie mają co jeść. Kraj, w którym głód traktuje się jak polityczne narzędzie. I w końcu kraj, w którym propagandowe opowieści liczą się bardziej od faktów. Być może dlatego, że świat w nich przedstawiony jest dużo atrakcyjniejszy od rzeczywistości?
„Rosja od kuchni”: podsumowanie
O czym jest ta książka? O rosyjskiej propagandzie i historii pisanej z perspektywy kulinarnej. Co zjedzono na kolacji obalającej ZSRR? Jaki stosunki do jedzenia miał Lenin, a jaki Stalin? I co może nam to powiedzieć o nich jako ludziach, ale i ich politycznych decyzjach? Ta książka to znakomity reportaż – Szabłowski spotyka się z osobami, które mogą pamiętać dawne czasy lub potomkami tych, którzy brali w nich udział.
Dla kogo jest ta książka? Dla fanów reportażu, ale też tych, którzy chcieliby lepiej zrozumieć dzisiejszą politykę Rosji. To książka o tym, jak wykorzystuje się jedzenie do celów propagandowych i po co w ogóle się to robi.
Moje ulubione strony: Historia dziadka Władimira Putina, która składa się z garstki skromnych faktów i wielkiej opowieści o jego wspaniałości i osiągnięciach – s. 333-341.
Czy i dlaczego warto ją mieć? Bardzo warto. Im więcej wiemy, tym lepiej potrafimy oprzeć się propagandowym frazesom. Nie należy o tym zapominać.
Najlepszy cytat: „Historia Spirydona Putina to chyba najpiękniejszy przykład, jak – od kuchni – działa rosyjska propaganda. Nieważne, czy historia jest prawdziwa, czy nie. Ważne, że ludzie w nią wierzą”. (s. 339.)
Podobne książki: W. Szabłowski „Jak nakarmić dyktatora”
Witold Szabłowski, „Rosja od kuchni”, WAB, Warszawa 2021.