KOCHAM CIASTECZKA, ale dbam też o Twoje bezpieczeństwo. Więcej o ochronie danych przeczytasz TUTAJ. Klikając Akceptuj, wyrażasz zgodę na używanie ciasteczek w celu usprawnienia korzystania z witryny.
Co my właściwie wiemy o PRL-u? Została nam po nim garść stereotypów, wyświechtanych frazesów i kilka gotowych obrazków, jak sklepy z pustymi półkami. Lektura książki „Ślepa kuchnia” Moniki Milewskiej wypełnia te obrazy kolorami i przywraca je do życia.
Książki
A przede wszystkim pokazuje coś, na co mało kto zwracał do tej pory uwagę – w jaki sposób ideologia i jedzenie tworzą związek oparty na wzajemnym niedopasowaniu i ciągłych pretensjach.
Nie masz czasu czytać całego tekstu? Na samym dole znajdziesz szybką recenzję w 6 pytaniach!A jeśli chcesz dowiedzieć się więcej – czeka tam na Ciebie także podcast z autorką książki.
Polityczne jedzenie
O tym, że jedzenie ma charakter polityczny i nigdy nie jest tylko i wyłącznie prywatną sprawą przekonujemy się na co dzień. W PRL-u jednak ten związek z ideologią jest wyjątkowo wyrazisty. Przede wszystkim dlatego, że od początku opiera się na przeroście formy nad treścią.
Wzorowane na modelu radzieckim, nawiązujące w wielu aspektach do zarządzania jedzeniem w czasie rewolucji francuskiej, działania polskiej władzy po wojnie nie przystają do rzeczywistości. Chyba na tym polega największy problem PRL-u. W teorii i propagandzie wszystko brzmi fantastycznie, ale gdy lekko poskrobiemy zewnętrzną warstwę, pod złotem ukazuje się pospolita podróbka. Świat, który wyłania się z książki Moniki Milewskiej jest światem, w którym tworzy się karykaturę dożynek, żeby uczcić władzę, wypaczając i traktując instrumentalnie regionalny folklor. To świat, w którym pod książkami kucharskimi podpisują się inżynierowie – „Kuchnia polska”, klasyczna pozycja, miała być przecież elementem nauczania Polaków, jak jeść rozsądnie i zdrowo. I mimo, że przepisy stworzyła kobieta, jej wkład nie był uwzględniony w propagandowej roli książki. To w końcu świat erzacu. Wiecznego braku, wiecznego szukania zamienników. Nic nie jest takie, jak powinno być.
Ślepa kuchnia i ślepa władza
„Ślepa kuchnia” to nie tylko metafora prl-owskiej kuchni bez okien. To także odniesienie do zaślepionej, działającej na oślep władzy, która nijak nie potrafiła pogodzić się z realiami gospodarki. Jak pisze Milewska władza nie stworzyła systemu symbolicznego odnoszącego się do jedzenia. Była nieudolna nie tylko w kwestii zapewnienia zaopatrzenia (autorka w pierwszych rozdziałach szczegółowo wyjaśnia, z czego owe braki w sklepach wynikały – m.in. z niszczenia polskeigo rolnictwa), ale też w warstwie ideowej. Nie mamy swojej szarlotki Lenina, chociaż może to i lepiej. Dzięki temu, dni PRL-u były policzone.
Permanentny brak mięsa i związane z nim ciągłe podwyżki cen sprawiały, że w narodzie wrzało. Nie bez powodu na murach Stoczni Gdańskiej można było znaleźć napis:
„Nie ma mięsa, masła, jajek, zginęła słonina. Trzeba będzie z głodu żreć dzieła Lenina”
Domaganie się dostawy mięsa było traktowane jak obywatelski obowiązek, a na wegetarian patrzono krzywo. I tak nie mieli oni zresztą łatwego życia, bo zdobycie w tamtym czasie dobrej jakości wege produktów graniczyło z cudem. To znamienne, że w przypadku produktów spożywczych w PRL-u często pojawia się określenie „zdobyć”. Tak jakby jedzenie nie było rzeczą pierwszej potrzeby, do której powinien mieć dostęp każdy, ale czymś wyjątkowym, o co trzeba zabiegać.
Społeczeństwo kolejki
To zabieganie najczęściej przybierało formę kolejki. Owe ogonki do sklepów stały się instytucjami społecznymi. W kolejkach się plotkowało, wymieniało dowcipami, opowiadało historie. Jak np. te o wywożeniu jedzenia do Związku Radzieckiego czy luksusach, którymi cieszą się elity władzy. Milewska korzysta w swojej pracy z bardzo wielu różnych źródeł. Do współpracy zaprosiła studentów gdańskiej etnologii, którzy robili długie wywiady, pytając bardziej i mniej znajome osoby o to, co pamiętają z PRL-u.
Dowcipy, anegdoty czy legendy miejskie przytaczane przez autorkę to wspaniały przykład historii mówionej. Ma ona jednak to do siebie, że bywa zawodna. Mimo, że doskonale maluje przed naszymi oczami obraz tamtych czasów, często nie wytrzymuje konfrontacji z faktami. Milewska skrupulatnie owe fakty gromadzi – korzysta nie tylko z prac historyków, ale także kulturoznawców czy socjologów, ówczesnych gazet i wielu innych źródeł. Dzięki temu realia PRL-u zostają wpisane w szerszy kontekst, a osoby, które do tej pory, tak jak ja, znały strzępki prl-owskiej rzeczywistości z opowieści dziadków czy rodziców, w końcu mogą uporządkować wiedzę.
Zachód w butelce
„Ślepa kuchnia” najbardziej zaskakuje jednak czymś innym. Często myślimy, że PRL był zamknięty na wpływy zagraniczne, a tymczasem – nic bardziej mylnego! Nie dość, że z czasem zaczęły docierać do nas wpływy kuchni bułgarskiej czy węgierskiej (głównie dzięki wakacyjnym podróżom Polaków), to drogę utorowała sobie także coca-cola. Bardzo szybko
„symbolizujące kapitalizm butelki stały się narzędziem socjalistycznej propagandy sukcesu, a ich kapsle najmłodsze pokolenie wykorzystywać zaczęło do zabawy w najbardziej upolitycznioną imprezę sportową w PRL-u [Wyścig Pokoju]”.
To niesamowite, jak propaganda potrafi zawłaszczać dla swoich potrzeb symbole. Taki sam los spotkał zresztą np. sklepy samoobsługowe. Partia odrzucała kapitalizm, ale jednocześnie naśladowała różne jego przejawy, uznając je jednocześnie za wyższe formy socjalizmu.
W „Ślepej kuchni” Monika Milewska opisuje poszczególne dekady PRL-u, opowiadając o pewnych różnicach między nimi – w końcu epoka Gierka na tle innych rzeczywiście może jawić się jako okres dobrobytu. Jednocześnie wydaje się, że przez te kilkadziesiąt lat władza niczego się nie nauczyła. I nadal (błędnie) sądziła, że propaganda potrafi napełniać żołądki.
„Ślepa kuchnia” – recenzja: podsumowanie
Posłuchaj podcastu Puste półki i puste słowa – Monika Milewska o kuchni PRL-u
O czym jest ta książka? O związkach ideologii i jedzenia w okresie PRL-u. Jak władza wykorzystywała np. książki kucharskie czy magazyny, by promować określone produkty? Dlaczego coca-cola stała się symbolem komunizmu? Tego wszystkiego dowiecie się z tej książki. Jednocześnie to nie jest książka o kuchni codziennej, warto o tym pamiętać.
Dla kogo jest ta książka? Dla każdego, kto interesuje się naszymi kulinarnym tradycjami. Niestety, zwykle poznawaniu tych z okresu PRL-u towarzyszy zgrzytanie zębów. Poza tym to książka dla osób, które nie boją się dzieł naukowych – charakterystyczny język, duża liczba przypisów i dogłębnie opisany temat mogą niektórych śmiałków odstraszyć.
Moje ulubione strony: Historia coca-coli – s. 188-204.
Czy i dlaczego warto ją mieć? Oczywiście, że warto! W końcu PRL miał ogromny wplyw na naszą kulturę kulinarną, a wiele zwyczajów z tamtego czasu przetrwało do dziś. Tym bardziej warto, że takich książek nie powstaje u nas znowu tak dużo.
Najlepszy cytat: „PRL był krajem opakowań zastępczych. Takim wielkim opakowaniem zastępczym zdaje się być również sama, importowana ze Wschodu, ideologia”. (s. 580.)
Podobne książki: B. Brzostek „PRL na widelcu”
Monika Milewska, „Ślepa kuchnia”, PIW, Warszawa 2022.
Artykuł powstał w ramach cyklu tematycznego Razem. Pozostałe materiały w cyklu: