Nowy Jork w Warszawie – Patrycja Jaskólska i Kamila Mroczkowska z MOD Donuts
Dwie dziewczyny, dwie knajpy i kawiarnia z pączkami, setki fantastycznych smaków. Nie trzeba być z Warszawy, żeby kojarzyć ich kolorowe donuty.
Dwie dziewczyny, dwie knajpy i kawiarnia z pączkami, setki fantastycznych smaków. Nie trzeba być z Warszawy, żeby kojarzyć ich kolorowe donuty.
O tym, jak się prowadzi biznes z najlepszą przyjaciółką, co ma Nowy Jork do Warszawy i dlaczego tworzą knajpy z tęsknoty, rozmawiam z właścicielkami MOD Donuts. Powinnam też dodać: oraz Reginy i MOD na Oleandrów w Warszawie. Bo mimo tego, że wszystko zaczęło się od pączków, lokal sprzedający tylko pączki powstał jako ostatni. Mały różowy butik na Paryskiej 37 karmi kuszącymi donutami.
Dziewczyny na pomysł pieczenia pączków wpadły tuż po powrocie z podróży do Nowego Jorku. Wbrew pozorom miały tam do czynienia z produktem zupełnie innym niż stereotypowe słodkości z filmów. Nowojorskie donuty nie były kiepskiej jakości, a wręcz przeciwnie: ręcznie robione, z domowymi marmoladami. To była jedna z wielu rzeczy, która zachwyciła je w Stanach, mimo, że początkowo były nastawione raczej sceptycznie. Klasyczne polskie pączki nigdy nie wywoływały w nich entuzjazmu, były za ciężkie, nie wywołujące rozkosznego dreszczu, a jedynie ból brzucha.
Zanim posłuchasz: Zastanów się, ile znasz knajp zarządzanych przez kobiety. No właśnie.
Jak słuchać?: Najlepiej w kawiarni, nad filiżanką kawy. Zawsze wtedy, gdy nachodzą Cię wątpliwości, nie wierzysz w swoje siły, itp. Bo dziewczyny dodają mocy i sprawiają, że wszystko wydaje się możliwe!
Co potem?: Koniecznie odwiedź jeden z trzech – MOD, MOD Donuts, Reginę – lokali zarządzanych przez dziewczyny. Nie tylko zjesz pysznie, ale też poczujesz prawdziwą girl power!
Nowy Jork zmienił ich życie (dziewczyn, nie pączków). Przywiozły pomysły, inspiracje, ale i kilka kilogramów więcej – nie bez powodu album ze zdjęciami z podróży zatytułowały „Plus size”. Ta podróż/duch Nowego Jorku nadal rezonuje w biznesach, które prowadzą. Nazywają nawet Warszawę swoim małym Nowym Jorkiem.
Pączek zatoczył koło – pierwszego donuta Patrycja upiekła w mieszkaniu na… Paryskiej 39, czyli tuż obok obecnego butiku. Dziewczyny piekły pączki na kolacje ze znajomymi – obowiązywała niepisana zasada, że każdy po powrocie z podróży przygotowuje jakieś danie z miejsca, które odwiedził. Z czasem coraz więcej osób pytało o możliwość zamówienia tych rozkosznych słodkości na różne okazje.
Sytuacja nabrała tempa, kiedy o MOD Donuts napisała na swoim blogu Małgosia Minta. Pączkowa lawina ruszyła. Dziewczyny smażyły pączki na antenie w Dzień Dobry TVN i sprzedawały je w zaprzyjaźnionej cukierni. Nie było odwrotu, donuty na dobre zawojowały nie tylko podniebienia Warszawiaków, ale i okazały się doskonałym pomysłem na biznes.
Patrycji i Kamili wspólnie z Trisno Hamidem udało się opracować przepis na puszyste donuty.
Nie da się ukryć, że MOD Donuts to pączki premium – dziewczyny nie oszczędzają na składnikach kremów i polew, dlatego za ich słodkości zapłacimy więcej niż w zwykłej piekarni. Początkowo miały pomysł na lokal z pączkami, do działania pchnął je Trisno Hamid, do dziś szef kuchni w MOD na Oleandrów. Tylko, że kiedy Trisno mówił im o kosztach, w swojej wyobraźni widział po prostu mała budkę z kawą i pączkami, a dziewczyny… no cóż, pełnoprawny lokal gastronomiczny. Szybko więc się okazało, że budżet niebezpiecznie rośnie, a Patrycja i Kamila zaczęły obawiać się, że same pączki nie będą sprzedawać się na tyle dobrze, żeby utrzymać lokal. Postawiły więc na kuchnię z prawdziwego zdarzenia i otworzyły MOD. Połączenie kuchni azjatyckiej, francuskiej i amerykańskiej zadziałało – od samego początku restauracja cieszyła się wielkim powodzeniem.
Nazwa ściśle wiąże się z logo MOD Donuts. Patrycja naszkicowała je pewnego wieczoru razem ze swoim chłopakiem. To po prostu narysowany odręcznie pączek. Nazwa była pomysłem Trisno Hamida, który zerknął na logo i stwierdził, że do złudzenia przypomina znak subkultury Modsów.
Pączki sprzedawały więc w MOD na Oleandrów, a później w kolejnym lokalu – Reginie. Tutaj historia zaczęła się od zachwytu nad samym miejscem, dopiero później przyszła refleksja co i jak będzie tam serwowane. Aktualnie Regina kojarzy się z miejscem bardzo uniwersalnym – z jednej strony dziewczyńskim, ale z drugiej odbywają się też tu spotkania biznesowe czy rodzinne imprezy.
Regina była Żydówką, która w Nowym Jorku pomagała dziewczynom znaleźć pracę. Jeśli chcecie poznać jej historię i dowiedzieć się, dlaczego dziewczyny postanowiły nazwać na jej cześć swój lokal, posłuchajcie podcastu!
Patrycja i Kamila współpracują ze sobą od 17 lat. Dziewczyny mówią wprost, że chcą kreować miejsca i doświadczenia dla gości. Jak na razie udaje im się to znakomicie. Może dlatego, że robią najlepszą możliwą rzecz – tworzą knajpy pod siebie, a jak się potem okazuje, mnóstwo ludzi marzy o tym, o czym marzyły one. Czy znacie lepszą definicję idealnej pracy?!