KOCHAM CIASTECZKA, ale dbam też o Twoje bezpieczeństwo. Więcej o ochronie danych przeczytasz TUTAJ. Klikając Akceptuj, wyrażasz zgodę na używanie ciasteczek w celu usprawnienia korzystania z witryny.
Między bajglem i chałką: wystawa „Od kuchni” w Muzeum Polin
Ciężkie ceramiczne chałki tworzą imponujący stos. To one witają nas na wystawie „Od kuchni”, na nie pada wzrok tuż po przekroczeniu progu sali. Są kwintesencją tego, co za chwilę zobaczymy – opowieści o kulturze i tradycji, które jednocześnie karmią i przytłaczają.
Ale cacko!
Zanurzmy się zatem w świat żydowskich kawiarni, spróbujmy razem bajgli z łososiem w amerykańskim dinerze, a na koniec ugotujmy czulent – taką podróż proponuje Muzeum Polin na wystawie „Od kuchni. Żydowska kultura kulinarna”.
Co to znaczy kuchnia żydowska?
Zapewne każdy z nas kojarzy jakieś żydowskie dania. Okazuje się, że karp po żydowsku rzeczywiście ma wiele wspólnego z faszerowaną gefilte fisz, a bajgiel i chałka na stałe goszczą w naszym jadłospisie. Jednak kuchnia żydowska to coś więcej niż tylko katalog znanych dań. Na wystawie bardzo mocno podkreślane jest, że Żydzi żyją w diasporze, czyli rozproszeniu. Przez tę sytuację, a może właśnie dzięki niej, zasady determinujące żydowską kulturę kulinarną są łącznikiem, czymś, co staje się nieodzownym elementem wspólnej tożsamości.
U podstaw kuchni żydowskiej leżą zasady koszerności. Koszerne są zarówno produkty spożywcze same w sobie, jak i konkretne sposoby ich przygotowywania. Żydzi nie zjedzą więc na przykład wieprzowiny czy owoców morza, nie łączą też mięsa z nabiałem. Jednocześnie te zasady są cały czas reinterpretowane – w odniesieniu do lokalnej kuchni, ale i nowych wynalazków, takich jak nie-mięso. W gruncie rzeczy trudno dziś jednoznacznie powiedzieć, które potrawy są wspólne dla wszystkich Żydów. Ich kuchnia ewoluuje w zależności od miejsca, w którym osiedli. Inaczej jedzą Żydzi we Włoszech, inaczej w Stanach Zjednoczonych.
Co ważne, wystawa nie ucieka od konkretów. Łatwo byłoby popaść w uogólnienia, bo przecież kultura kulinarna danego narodu to pojęcie często nieostre, bardzo wewnętrznie zróżnicowane. Tymczasem jednak udaje się mówić o niej jako całości, nie tracąc z oczu doświadczeń jednostek i grup. Ogromna część wystawy poświęcona jest właśnie poszczególnym częściom diaspory, z odniesieniami do historii, a nawet konkretnymi przepisami na dania.
Posłuchaj rozmowy z kuratorką wystawy:
Chusta i talerz
Chyba najlepiej napięcie między osiadłością a wędrowaniem pokazuje jedna z gablot, w której obok siebie umieszczono talerz i chustę. To talerz sederowy, z wydzielonymi przegródkami na konkretne świąteczne pokarmy. Chusta również ma zaznaczone miejsca na jedzenie. Talerz należy do kultury aszkenazyjskiej, z kolei chusta bardziej do sefardyjskiej. Naczynie oznacza, że mamy stół na którym możemy je postawić i nie musimy się często przemieszczać; chusta wręcz przeciwnie.
Tego typu tropów na wystawie znajdziemy więcej. Jest tu też np. podróżna mała besaminka, czyli buteleczka na wonności. Łatwa do zabrania ze sobą gwarantuje, że święto będziemy mogli obejść gdziekolwiek się znajdziemy.
Bajgle i białysy
Jedną z ciekawszych historii opowiadanych na wystawie jest ta o związkach kuchni żydowskiej z kuchnią polską. O części z nich zdążyliśmy już zapomnieć – bajgle musieli odkryć Amerykanie, żebyśmy mogli na nowo zachwycić się tym pochodzącym z Polski specjałem. Niektóre przysmaki jednak nie wracają, a ich nazwy, zapomniane, brzmią dziś egzotycznie. Czy kojarzycie bowiem białysy? To, czym są polecam Wam sprawdzić na wystawie.
Oczywiście w zapominaniu skutecznie pomogła nam wojna. Wystawa porusza ten temat, ale nie czyni z niego czynnika ważniejszego od innych. Ale to właśnie m.in. wojna sprawiła, że Żydzi emigrowali do USA, zabierając ze sobą ulubione smaki. To wojna zniszczyła dziedzictwo Fani Lewando, autorki pierwszej w Polsce wege książki kucharskiej. W końcu to wojna sprawiła, że dziś w Polsce Żydów praktycznie nie ma, a restauracji z kuchnią żydowską można szukać bez większego powodzenia.
„Od kuchni” – o jedzeniu przez sztukę
Wystawa „Od kuchni” oferuje nie tylko wiedzę przekazaną wprost. Kultura kulinarna została tu także ujęta w ramy sztuki, w postaci stołów Anny Królikiewicz. Artystka w swojej twórczości wykorzystuje jedzenie jako materię do opowiadania o doświadczeniach (stworzyła np. lody o smaku łez). Stoły na wystawie są cztery, towarzyszą każdej jej części, mnie jednak najbardziej poruszyły dwa.
Pierwszy to wspomniane na samym wstępie chałki. Ceramiczne, ciężkie, zmultiplikowane. Drugi natomiast to stół z wieloma ułożonymi jeden na drugim obrusami – znajdziecie go w części poświęconej wspomnieniom. Co ciekawe, ten stół ma też wiele nóg – różnych, dłuższych i krótszych. Być może jest on symbolem naszej pamięci? W której układamy poszczególne warstwy, a do tych najstarszych najtrudniej się dostać, pamięci, która również ma wiele „nóg”, wiele źródeł.
Gotowanie w muzeum
Wystawa została bardzo dobrze pomyślana. Zaczynamy naszą podróż od zapoznania się z ogólnymi zasadami, podstawami kuchni żydowskiej. To część dotycząca tradycji, tego, co łączy. Następnie mamy diasporę i zróżnicowanie kuchni lokalnych, a później płynnie przechodzimy do współczesności – tego, jak dzisiaj mówi się o kuchni żydowskiej i co ona tak naprawdę oznacza.
Obok plansz z tekstem, zdjęć i ilustracji, mnóstwa ciekawych przedmiotów (filiżanki z wizerunkami dziadków Tuwima!) znajdziemy tu też filmiki, w których różne osoby opowiadają o wybranych aspektach żydowskiej kultury kulinarnej. Przykładowo, możemy posłuchać, jak Żydzi rozwinęli w Europie kawiarnie. Materiałów jest bardzo dużo, co sprawia, że na wystawę chce się wracać nawet kilka razy.
Co więcej, warto przyjść na nią z dziećmi. Może nie każdy obiekt wzbudzi ich zainteresowanie, ale wystawę można potraktować fragmentarycznie, jako pretekst do opowiadania o innej kulturze. A potem koniecznie wejść na pięterko, żeby pohuśtać się na pluszowym bajglu i ugotować czulent w wielkim garnku na ścianie. Wystawie towarzyszą też różne wydarzenia, takie jak warsztaty czy spacery z przewodnikiem – zaglądajcie na stronę muzeum, żeby dowiedzieć się więcej.
Żydzi od kuchni
Polecam Wam też książkę, która towarzyszy wystawie. To coś więcej niż katalog. Książka stanowi podsumowanie wystawy i pozwala uporządkować ogrom informacji, który zdobywamy przemierzając kolejne sale. A po wystawie musicie koniecznie zajrzeć do muzealnej restauracji i sprawdzić na własnej skórze, a właściwie języku, czy gefilte fisz rzeczywiście jest smaczna.
„Od kuchni. Żydowska kultura kulinarna” jest wystawą, jakich trochę w naszych muzeach brakuje. Tym bardziej warto ją docenić. Kuratorkom wystawy, Magdalenie Maślak i Tamarze Sztymie udała się trudna sztuka – opowiedzieć o historii i kulturze narodu żydowskiego z perspektywy jedzenia, nie traktując go jako banalny dodatek do „poważnych” refleksji. Tutaj to jedzenie jest w centrum. A historie o nim, niczym najlepsza chałka, w zagłębieniach, przecięciach i zaplątaniach kryją najsmakowitsze kąski.
Wystawa „Od kuchni. Żydowska kultura kulinarna” w Muzeum Historii Żydów Polskich potrwa do 12 grudnia.
Artykuł powstał w ramach cyklu tematycznego Razem. Pozostałe materiały w cyklu: