KOCHAM CIASTECZKA, ale dbam też o Twoje bezpieczeństwo. Więcej o ochronie danych przeczytasz TUTAJ. Klikając Akceptuj, wyrażasz zgodę na używanie ciasteczek w celu usprawnienia korzystania z witryny.

Szarlotka dość dobra na apokalipsę: „Nie patrz w górę”

Szarlotka dość dobra na apokalipsę: „Nie patrz w górę”

Powinni zdążyć. Odpowiednio wcześniej wybiorą się na zakupy, a potem ugotują kolację. Na upieczenie ciasta pewnie zabraknie czasu, więc będą musieli zadowolić się kupną szarlotką. Biorąc pod uwagę, że po kolacji nastąpi koniec świata, nie ma to aż takiego znaczenia.

Filmy i seriale

Kiedy w stronę Ziemi pędzi apokaliptyczna kometa i świat za chwilę się skończy, można zrobić tylko jedno – usiąść przy stole z bliskimi osobami i zjeść wspaniałą, ostatnią kolację. Adam McKay, reżyser filmu „Nie patrz w górę” zdaje się myśleć, że to najlepsza opcja.

Nie patrz w górę!

Film zrealizowany przez Netflixa opowiada historię dwójki astronautów, którzy odkrywają gigantyczną kometę. Pędzi ona prosto ku ziemi, zderzenie wydaje się nieuniknione. Jedynym sposobem jest wysłanie w kosmos rakiet, które pozwolą roztrzaskać kometę na mniejsze, a tym samym nieszkodliwe kawałki.

Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie pewien milioner, który widzi w komecie potencjalne źródło zysku i sabotuje całą akcję. To absurdalna opowieść o teoriach spiskowych, władzy i potędze pieniądza.

Pan generał od przekąsek

Adam McKay mówi w wywiadach, że chciał tworzyć komediową satyrę, nawiązując do współczesnych zmian klimatycznych. Co to ma wspólnego z jedzeniem? Trochę ma, bo w filmie są dwie symptomatyczne sceny, w których główną rolę odgrywa właśnie jedzenie. 

Pierwsza z nie traktowana jest humorystycznie, ale jak podczas wielu innych scen w filmie, po pewnym czasie uświadamiamy sobie, że nie ma się wcale z czego śmiać. Oto bowiem nasi bohaterowie przychodzą na spotkanie z prezydentką. Czekają i czekają, a generał, który im towarzyszy przynosi po paczce chipsów i butelce wody. I każe im zapłacić po 10 dolarów. Później dopiero okazuje się, że przekąski w Białym domu są całkowicie darmowe. 

Kate (Jennifer Lawrence) przez cały film zastanawia się, dlaczego generał to zrobił. Powodem może być to, co pojawia się też w innych momentach filmu – zasada „mam władzę, więc mogę jej użyć”. Generał nie potrzebuje tych pieniędzy, ale pewnie zadaje sobie pytanie: czemu nie dołożyć sobie kilkudziesięciu dolarów do kieszeni, skoro to takie łatwe?

Ostatnia kolacja

Ważniejsza z punktu widzenia fabuły jest jednak inna scena w „Nie patrz w górę” – finałowa kolacja. Randall Mindy (Leonardo DiCaprio) zasiada do stołu wraz ze swoją żoną i dziećmi, Kate Dibiasky i jej partnerem oraz doktorem Teddym Oglethorpem (Rob Morgan). W ostatnim momencie istnienia Ziemi, bohaterowie po prostu jedzą kolację.

Nawiązania do biblijnej apokalipsy, ale też ostatniej wieczerzy, po której nic już nie będzie takie samo nasuwają się same. Zwłaszcza, że raczej mało religijna rodzina Mindych postanawia odmówić modlitwę. Później natomiast następuje moment jakby wyjęty ze Święta Dziękczynienia. Bohaterowie po kolei mówią, za co są wdzięczni. To takie święto bez święta, nie ma to już przecież znaczenia, skoro zaraz umrzemy.

Nie wiemy dokładnie, co dokładnie znalazło się na stole podczas tej ostatniej kolacji. Jest ona jednak przedstawiona jako wydarzenie, które wymaga nieco zachodu. Mindy wraz z Dibiasky i jej towarzyszem udają się na zakupy, później gotują, by wreszcie zasiąść do stołu. Stół pomaga tu stworzyć, ale i odbudować więzi. Mindy jest w końcu osobą, która pod wpływem sławy zostawiła żonę i dzieci, odwrócił się także od Dibiasky. Finałowa scena jest ostatecznym pojednaniem, a cóż łączy lepiej niż wspólne biesiadowanie?

Komfortowy koniec świata

Na końcu kolacji na stole pojawia się szarlotka. Okazuje się, że jest to kupne, gotowe ciasto. Bohaterowie zdają się tym nie przejmować, wręcz przeciwnie. Smak kupnej szarlotki przywodzi na myśl dzieciństwo. W ogóle mam wrażenie, że kolacja składała się z komfortowych, prostych dań.

Nasi bohaterowie ignorują fakt, że dom coraz bardziej się trzęsie, nadal jedzą i rozmawiają na banalne tematy. Tak jakby reżyser chciał nam powiedzieć, że w gruncie rzeczy to właśnie te codzienne, zwykłe rzeczy jak smak szarlotki są w życiu ważne. Z drugiej strony ta scena to trochę kwintesencja idei filmu. Mimo wielu podjętych wysiłków, Mindy w końcu robi to, co wszyscy (nie bardzo ma wyjście) i ignoruje kometę. Jego dom się rozpada, ale on nadal je kolację. Koniec jest nieunikniony.

Bohaterowie udają, że nic się nie dzieje, bo ta ucieczka jest też łatwiejsza, niż gdyby wyszli na zewnątrz i patrzyli jak kometa zbliża się do ziemi. Trudno też ich za to winić, nie sądzicie? Poza tym ta intymna scena stoi w wyraźnej opozycji do reszty filmu. Nikt już niczego nie udaje, nie stara się być lepszy niż jest. To scena, w której bohaterowie w końcu mogą być sobą. Dlatego tak bardzo niepotrzebne wydają mi się sceny po napisach – ich komediowy wydźwięk znacznie spłyca przesłanie finałowej kolacji. Szkoda.

Jak Wy spędzilibyście ostatnie chwile przed globalną katastrofą? Dla mnie wizja kolacji z bliskimi jest całkiem kusząca. Domowe jedzenie jest najlepszą ucieczką od brutalnej rzeczywistości, a banał to ostatnie co zostaje na końcu świata. 

Film „Nie patrz w górę” , reż. Adam McKay, do obejrzenia na Netflixie.

Fot. materiały prasowe

Może Cię też zainteresować