KOCHAM CIASTECZKA, ale dbam też o Twoje bezpieczeństwo. Więcej o ochronie danych przeczytasz TUTAJ. Klikając Akceptuj, wyrażasz zgodę na używanie ciasteczek w celu usprawnienia korzystania z witryny.
Podskakujące pokrywki, para buchająca zewsząd i on – kucharz uwijający się jak w ukropie. Lubimy wyobrażać sobie gotowanie jako wielkie show. A przecież zwykle tak nie wygląda. Wręcz przeciwnie – dla wielu osób pozostaje przykrą codziennością.
Fenomeny Kulinarne
Nie lubię pytania o to, czy lubię gotować. Prawdopodobnie dlatego, że nie znam na nie odpowiedzi. Gotowanie zawsze było nieodłącznym elementem mojego codziennego życia. Czymś, nad czym tak jak nad myciem zębów, po prostu się nie zastanawiamy.
Zanim posłuchasz: Jaka była pierwsza ugotowana przez Ciebie potrawa? Rozejrzyj się po kuchni – co byś odpowiedział, gdyby ktoś Cię zapytał, czy lubisz gotować?
Jak słuchać? Ten podcast jak żaden inny nadaje się do słuchania przy garach. Zdążysz w jego trakcie przygotować co najmniej jedno danie i deser.
Co potem? Zjedz obiad. Delektuj się każdym kęsem. W końcu masz przed sobą wynik skomplikowanego procesu chemicznego. Co więcej, sam go wykonałeś!
Posłuchaj podcastu Po co nam gotowanie?
A w podcaście posłuchacie o:
moich pierwszych doświadczeniach w kuchni
ogródkach działkowych w czasach PRL-u
gotujących feministkach
ogniu, który zmienił bieg historii
różnicach w gotowaniu kobiecym i męskim
wcale nie takich złych gotowcach
włoskiej nonnie, czyli gotującej babci
ważnym pytaniu: Czy trzeba dziś umieć gotować?
Czy koniecznie trzeba gotować?
Moja mama gotowała codziennie, podobnie moje obydwie babcie. Nie były w tym wybitne, ale potrafiły przygotować w miarę sprawnie i szybko posiłek, który zaspokajał potrzeby rodziny. Ja dopiero kiedy wyprowadziłam się z domu, zrozumiałam, że codzienne gotowanie wcale nie musi być (i dla wielu osób nie jest) oczywistością.
Wielu współczesnych komentatorów naszego kulinarnego życia, takich jak Michael Pollan czy Bee Wilson, twierdzi, że największą zmianą jaką dokonała się w kwestii gotowania jest to, że dzisiaj nie musimy gotować. Nie ma takiego obowiązku. Dysponujemy możliwością wielorakiego wyboru – mamy gotowce i półprodukty, cateringi czy dowozy z restauracji. Teoretycznie moglibyśmy więc spokojnie żyć, jedząc jedzenie ugotowane przez innych.
Dane statystyczne pokazują jednak, że gotujemy całkiem sporo. Czas pandemii pokazał nam też dobitnie, że gotowanie może spełniać wiele różnych funkcji. Z jednej strony stało się po prostu modne, a perfekcyjne przygotowanie ramenu czy boeuf bourguignon to powód do chwalenia się przed znajomymi (przede wszystkim w świecie wirtualnym). Z drugiej, nasz „powrót do kuchni” wynikał chyba z potrzeby ukojenia. Znajdowaliśmy w krojeniu, mieszaniu i przyprawianiu jakąś terapeutyczną przyjemność z kreowania czegoś własnymi rękami. Poza tym myślę, że kiedy wydawało nam się, że świat się wali, łączenie ze sobą składników i uzyskiwanie takiego samego efektu jak wcześniej, pocieszało nas, że istnieją rzeczy stałe, których nie zmieni nawet zabójczy wirus. Dodatkową kwestią jest to, że gotowanie jest bardzo angażujące i biorą w nim udział wszystkie zmysły – świat wokół na chwilę przestaje zajmować naszą uwagę.
Nie można też nie wspomnieć o tym, co gotowaliśmy. A gotowaliśmy dania jak z kuchni babci – kluski, zupy, makarony. Piekliśmy chleby i chałki. Ten stworzony własnoręcznie comfort food miał być lekarstwem na całe zło. O tym, że dużo gotujemy mówiło się jednak już przed pandemią. Po 1989 roku, kiedy zachwyciliśmy się otwarciem gastronomii, powoli wracamy do tego co znane. Co więcej, coraz częściej zależy nam na większej lokalności i lepszej jakości używanych produktów. To jednak nie zawsze oznacza gotowanie.
Kuchenna szafka z mitami
Na luksus niegotowania nie mogą sobie nadal pozwolić osoby o niskim statusie społecznym. Niestety, jeśli chcemy jeść w miarę zdrowo, dania z restauracji czy catering to po prostu drogie opcje. Dużo bardziej ekonomiczne jest gotowanie samemu. Z badań wynika, że za przygotowywanie głównego posiłku, czyli obiadu, w polskich domach najczęściej odpowiadają kobiety. Problem polega na tym, że mimo, iż zmienił się czas i system pracy, warunki życia i masa innych rzeczy, to nadal mamy w stosunku do kobiet wymagania podobne jak w XIX wieku. Nasze systemy norm żywieniowych także nie nadążają – dawne są już nieaktualne, obecnych jest zbyt dużo, żeby można było mówić o jakiejkolwiek uniwersalności.
Musimy więc radzić sobie sami. Dla mnie takim idealnym wzorem, jeśli chodzi o gotowanie, byłaby równowaga między różnymi elementami. Chodzi mi o to, że umiem ugotować podstawowe potrawy (co naprawdę się przydaje!), ale korzystam też z dań gotowych czy oferty restauracji. Czasami, kiedy już naprawdę nie mam na nic czasu, zjadam na obiad kanapkę. Zamiast mówić komuś, co i jak powinien gotować, moglibyśmy spróbować zrozumieć, że może mieć mnóstwo powodów, by nie gotować w ogóle. Nie świadczy to ani o lenistwie, ani o braku umiejętności. Świadczy o wyborze. Chciałabym, żeby mógł dokonać go każdy – potrzebujemy jednak rozwiązań systemowych, takich jak np. lepsze jedzenie w szkołach czy w miarę tanie i dobrej jakości gotowce.
Czy feministki rzeczywiście były przeciwko gotowaniu? Jakie znaczenie ma w naszej kulturze kobiece gotowanie? Posłuchaj w podcaście!
Co z tradycją?
Gotowanie domowych obiadów w naszej kulturze zawsze było wartościowane bardzo wysoko. Mamy to poniekąd wbudowane w nasz kulturowy genotyp – kobieta jako matka-żywicielka, odpowiadająca za rodzinną wspólnotę. Mamy w sobie coś z Włochów i ich tęsknoty do babci-nony, która jest takim sentymentalnym marzeniem o domowym jedzeniu. Dlatego też tak trudno nam uciec od stereotypów z tym związanych.
W gotowaniu jest coś niesamowitego – w końcu to prawdziwa chemia, przemiana, która dokonuje się na naszych oczach. Ta zwykła czynność jest w gruncie rzeczy zupełnie niezwykła, jeśli się jej bliżej przyjrzeć. Takie poetyzowanie gotowania to jednak luksus. W większości przypadków, mimo że często wiąże się ono z satysfakcją czy radością jest codzienną, rutynową czynnością, którą dopiero trzeba odczarować. Być może, paradoksalnie, gdybyśmy gotowali mniej, bardziej byśmy to lubili?
Gotowanie jest jednym ze sposobów robienia rzeczy, charakterystycznym dla danej kultury. Tym samym staje się elementem tradycji. Jeśli z niego zrezygnujemy, wiele umiejętności zostanie po prostu zapomnianych. Czy za 50 lat będziemy potrafili lepić pierogi? Jestem w tej kwestii optymistką. Są dania, które chcemy w naszej tradycji zatrzymać. Tradycja sama w sobie jest dynamiczna, tak jak kultura, bo zależy od tych, którzy ją transmitują. Czyli od nas. Wielce prawdopodobne jest więc, że pierogi za 50 lat będą wyglądać inaczej, może nieco zmieni się ich skład albo urządzenia używane do gotowania. Nie sądzę jednak, żebyśmy z gotowania ich i gotowania w ogóle, zrezygnowali. Jest dla nas zbyt ważne.
Artykuł powstał w ramach cyklu tematycznego Rzeczy Pierwsze. Pozostałe materiały w cyklu: